wtorek, 30 grudnia 2014

OPOWIADANIE #1

POSTAPOKALIPSA

część I

 Jest środek lipca, powietrze jest tak gorące, że aż ciężko się oddycha.
Czuć jego obrzydliwą gęstość. Wokół brak jakichkolwiek roślin, drzew, krzaków a
o wodzie można marzyć. Minęły dopiero dwadzieścia cztery godziny po wybuchu
tej jebanej bomby atomowej, ale już wiem, że długo tak nie pociągniemy.
Brrr.. Jedyne, co trzyma mnie jeszcze przy życiu, to świadomość, że może inne kontynenty,
lub choćby ich kawałki ocalały...
My wilkoludzie powinniśmy się trzymać razem- pamiętam te słowa mojego ojca,
ale nie potrafię być tacy jak oni. Nie potrafię mordować ludzi. Już sam widok tysięcy martwych,
spalonych ciał przyprawia mnie o mdłości, nie mówiąc już o tym co zrobiliby z nimi inni wilkokształtni.
Rozszarpaliby zwłoki zjadając z apetytem to, co zostało... Zostałem sam.
Gdzieś tam krążą watachy wilkoludzi, czyhających tylko na moment mojej nieuwagi.
Są głodni. Nastały ciężkie czasy. Bardzo prawdopodobne, że kanibalizm będzie ich "sposobem na przeżycie"... Nie! To nie jest prawdopodobne. Oni zrobią to na pewno. Zjedzą mnie, gdy tylko
mnie wyczują, wyczują mój lęk. Tysiące myśli plącze mi się w głowie. Co powinienem
zrobić? Zostać; zjedzą mnie. Przyłączyć się do nich? Honor mi nie pozwoli .
Uciekać? Tak! Ale gdzie?! Gdzie mam uciec...

Już wiem! Jeżeli rzeczywiście inne kontynenty miałyby ocaleć,
to na co czekam. Szarpany zapałem i chęcią przeżycia zacząłem biec na wschód,
dotarłem do brzegu. Stała tam. Malutka motorówka. Jak ze snów.
Na tle ciemnobłękitnej tafli wody wyglądała jak czerwone ferrari. Mój
bilet w jedną stronę. Przepustka do życia... Auuuuuu! <wyk wilków>
- usłyszałem wycie i jednocześnie poczułem okropny  ból, promieniujący
od głowy aż po same końce palców. Biegną tu. Biegną tu.. BIEGNĄ! Potrzebowałem
chwili, aby przyswoić te fakty. Moje wyobrażenia wspaniałej przyszłości
rozpłynęły się jak moje ulubione lody pistacjowe, gdy pozostawiłem je pewnego razu na słońcu.
To mój koniec. Rozszarpią mnie i zjedzą, jak najzwyklejszego kundla.

Tak... Czemu ja w ogóle nie myślę?! Mam przecież przed sobą motorówkę.
Wilkoludzie nie skoczą do wody za mną! Nienawidzą wody. Wolą umrzeć z głodu,
niż pomoczyć swoje zapchlone futro. Byle tylko  właściciel motorówki  okazał się na
tyle hojny i zostawił kluczyki w stacyjce. Ehh... Nigdy nie zaszkodzi sprawdzić.
Biegnę ile tylko mam sił w moich nogołapach. Już czuję na karku
głodne spojrzenia wilków i ich krótki oddech. Wrrr. Czuję smak śmierci. Wskakuję do motorówki.
Nie mogę uwierzyć! Są! Kluczyki. Odpalam silnik, ruszyłem przed siebie. Słyszę przyjemy
turkot motorówki i plusk wody, którą rozdzieram pędząc przed siebie. Obejrzałem
się za siebie.. Stoją tam, zostały na brzegu. Wpatrują się we mnie swoimi
próżnymi oczyskami. Jak one mogą być tak głupie?! Hahaha. Nie rozumiem tego.
W każdym razie, lepiej dla mnie. Znów widzę nadzieje na życie.Lepsze życie.

Dziadek kiedyś opowiadał mi o innym świecie, tam daleko, kilometry za wodą,
jednak wilkoludziom nie można było jej przemierzać. Bowiem krążyły legendy,
że jeśli wilk sam zostanie na wodzie, lub co gorsza do niej wpadnie,
zostanie skazany na wieczne męki spadając w nieskończone czeluści oceanu.
Jednak gdy głupie wilczki słuchały swoich dziadków, ja wolałem się uczyć.
Potrafiłem przekształcić się tak, że do złudzenia przypominałem człowieka.
Naprawdę. Dwie nogi, dwie ręce, naga skóra i te sprawy. Wtedy nawet prawdziwy
znawca wilkoludzi nie dałby rady odróżnić mnie od zwykłego człowieka.
Uciekłem z domu licząc dwanaście lat. Zacząłem uczęszczać do szkoły dla ludzi w Clevertown. Odkąd pamiętam, zadziwiali mnie ludzie. Ich niewyobrażalna inteligencja, chęć spełniania marzeń i niekończące się dążenie do wyznaczinych celów. Chciałem być jednym z nich.

Płynę już tak trzeci dzień. Skąd wiem? Odkąd wypłynąłem, słońce wschodziło
i zachodziło już trzy razy. Mimo iż wilkoludzie są 10 razy bardziej wytrzymali
od zwykłych ludzi, czułem już zmęczenie... i zaczynały pojawiać się w mojej
głowie przerażające myśli... A co jeśli dziadkowie mieli racje? Jeśli nie ma
innych lądów. Co jeśli spędziłem tyle lat na nauce i marzeniu o tym,
co tak naprawdę nie istnieje? Czy zaraz wyłonią się okropne, plujące wodą
8 metrowe potwory wodne i zabiorą mnie w swoje odrażające odmęty?
Dostałem gęsiej skórki na samą myśl o tym. Brr... zimno się zrobiło.
Dziwne uczucie, odkąd pamiętam temperatura sięgała zawsze powyżej 30 stopni.
O nie... Nie. Nie. Nie! Czarne chmury.Ogromne, ciemne, kłębiaste, zwieszone tuż nade mną .
Według ludzi to oznaczało tylko jedno.
Zawsze tylko jedno. Sztorm.

Niebo wokół momentalnie zasłoniło się, ciemnymi jak kruki, chmurami. Zrobiło się ciemno
jak w nocy, tylko trochę bardziej strasznie i ponuro. Ocean zaczął falować,
a moja motoróweczka przechylać się na boki. Woda rwała się do góry.
Zadziwiające jak Posejdon potrafi kierować wodą. Tak lekko, płynnie...
Szum można porównać do lądowania samolotu. Ledwo słyszę swoje własne myśli.
Trochę wody wleciało mi do środka, ale nie zwróciłem na to większej uwagi.
Te głupie wilczki już dawno zesrałyby się ze strachu. Srają za każdym razem
gdy tylko muszę włożyć łapę do wody. Ja myślałem tylko o tym,
aby sztorm minął szybko i jego skala nie zadziwiła samego Beauforta .
Bo właśnie na taki się zanosiło.

Szumi, wyje, grzmi, pada?... Nie, nie pada. LEJE. Jestem cały mokry,
ani jeden włos na karku nie pozostał mi suchy. Ale nie mam czasu o tym myśleć.
Zaraz wywróci mnie wraz z motorówką do oceanu, a ja nie potrafię nawet pływać!
Nie boję się wody, ale nigdy nie miałem powodów, aby nauczyć się pływać.
A nawet było to przeciwwskazane wilkoludziom. Bo te legendy...
Tak. Ta umiejętność nie była mi nigdy potrzebna... aż do dziś!
Do teraz! Nadal nie wiem, jak udało mi się ogarnąć sterowanie tym
ustrojstwem w tak krótkim czasie. Zaszedłem już tak daleko, nie mogę się teraz
poddać. Nie mogę... Co to? Ląd. Ląd. Ląd! Widzę go, na pewno!
Nie mogę się mylić! Tak na pew..bulggg bulbhb buulghb.